Strony

środa, 31 lipca 2013

Miłe Panie, 13-tego sierpnia będzie rozdanie :)

13-tego sierpnia minie rok jak uskuteczniam szwalniczy ekshibicjonizm :D
Zakładając bloga nawet nie marzyłam, że poznam tyle fantastycznych dziewczyn i tak wiele się od Was nauczę! 
Bardzo Wam za to dziękuję :) i za cierpliwość i za mnóstwo dobrych, miłych słów!
A że za dziękuję to się nic nie kupuje ;D (jak mawiała moja okrutnie oszczędna koleżanka) to na rocznicę wymyśliłam loterię/candy.
Do wylosowania cztery torby. Porządnie uszyte i  trwałe. Jak twierdzi moja przyjaciółka, niezwykle uniwersalne, bo i ziemniaczki i winko się zmieści, w całości do domu doniesie ;)
Wszystkie zostaną przydzielone zostaną losowo.
I tutaj prośba: dziewczyny jak Wy robicie te komputerowe losowania?
Zasady klasyczne:
- zgłosić chęć udziału w komentarzach,
- można "polubieć" ;) na FB (jak się funkcjonuje na FB),
- można śledzić na Bloglovin, (jeżeli ma się konto na Bloglovin)
- dołączyć do obserwatorów,
- umieścić podlinkowane zdjęcie u siebie,
- do kręgów wcale nie trzeba, to jest Google+ na którym ja się średnio znam :)))
- Hana nic nie musi, bo i tak dostanie niespodziankę ;))) ale jeżeli ma ochotę, to zapraszam do zapisania się !
- jak ktoś nie ma bloga, to tylko się zgłasza w komentarzach.
Losowanie odbędzie się 13 sierpnia  w następującej kolejności:
Torba nr 1:
 Torba nr 2:

Torba nr 3:
Torba nr 4:
Zgłoszenia do 12 sierpnia 2013r :)
Zapraszam serdecznie!

Ps. Mnemo - już zrobiłam sprostowanie :) do kręgów nie trzeba!

wtorek, 30 lipca 2013

To była koszula :)

To była koszula. Duża i tania, za całą złotówkę. Zastanawiam się, czy czasem nie przepłaciłam ;)
Początkowo miałam ją sobie przerobić na kolejną bluzkę, ponieważ mój własny dzieciak niespecjalnie jest zainteresowany tym, żeby mamusia jej szyła. 
A to dlatego, że pod tym względem jest wybitnie podobna do mojej siostry. Jak im się pokazuje kawałek materiału albo ciuch do przerobienia, to patrzą na człowieka tak... w każdym razie śladu zrozumienia się nie znajdzie ;) a później obie są zdziwione, że nie bredziłam tylko miałam rację :))
Tak koszula wyglądała przed przeróbką:
 a tak już po mojej ingerencji:
Nie jest to "dzieło" wybitnie skomplikowane, ani odkrywcze. Koszulę pocięłam na części, odrysowałam Edyśki koszulkę, dopasowałam już na chudym ludziu i zszyłam. I już.
Oj nie, jeszcze coś. Dobrze się bawiłam przy tym eksperymentowaniu :)
Plamy na włosach chudego ludzia to efekt wakacyjnego eksperymentowania z farbowaniem bibułą. Kto jeszcze pamięta te stare metody? Mam tylko nadzieję, że to się zmyje.

A teraz drobny prezent dla moich szyjących koleżanek. Część z Was czasami szyje zabawki. Tym, co będą dopiero szyły, przyda się mam nadzieję tym bardziej. Zbiór ponad 500 wykrojów na przeróżne zabawki, wyszukanych w najróżniejszych miejscach wirtualnej przestrzeni.
Miłego szycia :)

niedziela, 28 lipca 2013

Gacie po tacie ;)

 
Prawie po tacie, bo po taty siostrze. Szwagierka dawno temu  spodnie wyrzuciła, mama/babcia  przechwyciła i zostawiła z nadzieją, że jeszcze może kiedyś, komuś się przydadzą, aż w końcu trafiły do mnie - "przecież szyjesz" ;D U mnie też swoje odleżały, aż w końcu dzisiaj, prawdopodobnie w wyniku przegrzania styków w mózgownicy ( kto normalny szyje w jedyny wolny dzień w tygodniu, w ponad 30-stopniowym upale?) uszyłam z tych starych długich ciocinych spodni krótkie gacie dla mojej Żyrafki :) 
Portki uszyte są teoretycznie z wykroju Burdy. Teoretycznie, ponieważ przeróbek wykroju było chyba więcej niż samego szycia. Konia z rzędem temu, kto znajdzie w Burdzie dobry wykrój na chudzieńką nastolatkę ;D
Ciemnie plamy na chudych nóżynach (na rękach też)  to ślady po poparzeniu prawie miesiąc temu! Barszczem Sosnowskiego. Edyśka była wtedy w długich spodniach i miała sporo szczęścia, bo tylko niewielkie poparzenia.  Goi się długo i paskudnie.
Przeszycia na kieszeniach i dołach nogawek zrobione są jasno fioletową nitką, czego oczywiście na zdjęciach nie wydać. A ekspres jest dobrany do nici i też fioletowy, ale musicie mi uwierzyć na słowo - nie zrobiłam zdjęcia ;)  
Szyłam na moim staruszku Singerze 834, ale w dalszym ciągu marzy mi się Singer 9960:)
A to taki optymistyczny akcent ( ze szczególną dedykacją miłośników "Gry o Tron") ;)


czwartek, 25 lipca 2013

Operator wózka...

Nie, nie widłowego, to byłoby podejrzewam dużo prostsze.
Od kilku tygodni często jestem operatorem wózka dziecięcego. Z góry uprzedzam: zarówno wózek jak i pasażerka nie są moje. 
Pasażerka, M ( tak jak u 007 ;)))) jak fantastyczną 13-tą miesięczną misią, która potrafi zaczarować swoim urokiem absolutnie wszystkich. 
I tak sobie z M jeździmy tym wózkiem, ale nie tam gdzie chcemy, tylko tam gdzie możemy. 
A im dłużej jestem kapitanem, no dobra siłą napędową, kapitanem jest M, tym bardziej jestem wk...a warunkami jakie miasto funduje mieszkańcom. 
Łódź jest miastem maksymalnie nieprzyjaznym dla popychaczy ;) wózków dziecięcych, ale też i osób które niestety muszą z wózków korzystać całe życie. Tyle się gada o tych wszystkich niby usprawnieniach, ale gdzie one są?
"Wisienką na torcie" jest  Piotrkowska. Remontowana nie wiadomo po co, a na jej skrzyżowaniu z Piłsudskiego straszy upiorne przejście podziemne tylko dla zdrowych, pełnosprawnych i bez wózków dziecięcych. Oczywiście nie wyremontowane. Ciągnąc dzisiaj wózek po tych pieprzonych schodach jedną ręką, z M na drugiej, myślałam sobie, że przecież do zrobienia podjazdu można było wykorzystać śliczną, niezniszczoną kostkę, którą do remontu wyłożona była Piotrkowska. 
A to schody na naszym osiedlu. Pokonanie ich wymaga właściwie cyrkowych umiejętności. A takich miejsc w Łodzi są niezliczone ilości. 

Tak sobie pomyślałam, skoro i tak nikt nie pyta mieszkańców miasta czego potrzebują, to może wszystkie osoby odpowiedzialne za remonty w mieście na jeden miesiąc umieścić w wózkach i kazać im żyć dokładnie tak samo jak osoby niepełnosprawne, drugi miesiąc kazać poruszać się z wózkami dziecięcymi dzień w dzień. Może wtedy decyzje co do remontów byłyby podejmowane w trosce o dobry mieszkańców, a nie remontujących...

piątek, 19 lipca 2013

Łódź, Wilcza 4

Przechodzę tamtędy od niedawna. Za każdym razem szlag mnie trafiał jak patrzyłam na te bidy pozamykane w tycich klatkach i wystawionych cały dzień na słońcu!! A że jest to podobno sklep zoologiczny, chciałam te zwierzaki odkupić, ale nie udało mi się trafić na właścicielkę tej nory. Dzisiaj poszłam z aparatem i po prostu krew mnie zalała, kiedy zobaczyłam resztki zagryzionego jednego ze zwierząt. Zadzwoniłam do Straży Miejskiej. Pan, który odebrał telefon najpierw był mocno zdziwiony dlaczego dzwonię, przecież to tylko zwierzaki! Później trzymał mnie przy telefonie ładnych parę minut, naradzając się co trzeba zrobić. No i odesłał mnie na Policję, bo jak stwierdził, to ich działka. Policja zgłoszenie przyjęła, i nawet przyjechała na miejsce. Sklep obejrzeli, dla mnie byli mili i łagodni ( w końcu tak najlepiej traktować wariatki ratujące zwierzęta). 
W międzyczasie, prawdopodobnie przez kogoś już poinformowana, zjawiła się właścicielka. Zwierząt nie chciała sprzedać, bo nie są do sprzedania!???. Opieprzyła mnie jakim prawem się wtrącam, a w ogóle to się nie znam, bo takie małe to muszą mieć ciepło, to sobie stoją na wystawie! A w ogóle to zwierzęta się przecież czasem zjadają i nic w tym dziwnego nie ma. Policjanci pokiwali głowami, stwierdzili, że faktycznie czasami się zjadają, a że reszta żyje, to oni już nic więcej zrobić nie mogą. 
Okazuję się, że oni w ogóle mało co mogą zrobić. Kiedyś mojej mamie ukradziono portfel - nic nie mogli zrobić. Moja siostra została wciągnięta do bramy, uderzona i okradziona. Też nic nie mogli zrobić. Chociaż nie, trafiła jej się gratisowa obwózka po osiedlu, bo może uda się rozpoznać gnoja. Ale że bandzior bezczelny nie stał i czekał, to nic nie mogli zrobić. Mojej znajomej złodziej w tramwaju groził, że ją potnie za to że ostrzegła przed nim współpasażerów, też nic się nie dało zrobić.
I pomyślałam sobie, że gdyby taką podłą, durną babę opieprzyć a zwierzaki podpieprzyć bo kupić się nie da, to też może nie groziłaby mi odpowiedzialność karna- w końcu to mała szkodliwość czynu i nic się nie da zrobić!



 


 
 
 


Najgorsze, że nie mam już pomysłu, jak tym zwierzakom pomóc.
I jeszcze jedno. Ten "sklep" jest usytuowany w środku sporego osiedla i mija go codziennie mnóstwo ludzi. Do tej pory nikt nie wpadł na pomysł, żeby coś z tym zrobić i jakoś zareagować...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracając wieczorem do domu widziałam, że zwierzaki zostały już zabrane z tej sklepowej nory.
Z jednej strony mam ogromne poczucie winy, że być może spotkało jej coś złego. Z drugiej naiwnie wierzę, no właśnie, w co ja właściwie wierzę? Jednak przeważa poczucie winy, że chcąc dobrze tylko skrzywdziłam te biedne stworzenia.
Odpowiadając na komentarze moich blogowych koleżanek :):
do Straży Miejskiej zadzwoniłam poinstruowana przez jedną z dużych fundacji. Druga bardzo duża organizacja też niezbyt wiele zobowiązała się zrobić.To tyle...

poniedziałek, 8 lipca 2013

Bluzina za złocisza!


Właściwie to za niecałego złocisza, a dokładnie za 93 gr :D  kupiłam męską koszulę z góry powziętym zamieram poznęcania się nad nią.
I tak w kolejności:
- wyprułam biedaczce kołnierzyk i rękawy
- zwęziłam  po bokach
- zszyłam stójkę, co to po kołnierzyku została, podwinęłam i podszyłam rękawy
- z tyłu zrobiłam dwie zaszewki
- z rękawów uszyłam pasek
- wielgachnym klockiem przytarganym z gabinetu i srebrną farbą zrobiłam niezwykle wymyślny wzorek ;)
A poniżej wspomniane klocki, serdecznie polecam.
Wychowała się na nich Eduszka, podobno obecnie bardzo mądre dziecko (opinia obcych, nie moja ;)))
Od ładnych paru lat klocki pracują w gabinecie, są praktycznie niezniszczalne.

A  wszystko to wydarzyło dzisiaj rano i trwało ok.godziny  :)

niedziela, 7 lipca 2013

Wyprawa do wnętrza... torby ;)))


Zaproszona do zabawy przez Złotego Kota prezentuję, raczej ubogą, zawartość torby "pani od gadania", jak mnie określiła Klaudia :)))

Kiedyś nosiłam wielkie torbiska z całą górą rzeczy " może będzie potrzebne" . Teraz torby mam dużo mniejsze i co jakiś czas robię przegląd  zostawiając tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
Aktualnie w mojej torbie można było znaleźć:
- dwie pieczątki - teraz już na półce, doszłam do wniosku, że bez sensu z nimi łazić.
- migawka - nie mam prawa jazdy i raczej już mieć nie będę.
- klucze z lekko obciachowym misio-breloczkiem :D
- dwa telefony - z tym starym bidulkiem już się rozstałam. O drugim dowiedziałam się w sobotę od mojego ulubionego ośmioletniego klienta, że to smatrfon, a nie telefon. Chociaż już nie najnowszy, jak podkreślił młody :))) Okazało się, że to ustrojstwo ma niesamowicie wiele możliwości. A ja do tej pory byłam dumna z siebie, że nauczyłam się sms-y wysyłać, i wykorzystywać go do odtwarzania nagrań np. bajek-grajek albo audiobooków.
- apap, bo nie przewidzę, kiedy trzeba będzie procha łyknąć.
- pióra, nie umiem pisać długopisami.
- zapalniczki, ale podkreślam brak papierosów w torbie ;)
- gazety do poczytania w wolnej chwili, np. kiedy ktoś radośnie nie odwoła i nie dotrze na zajęcia.
- psikacz na komory - śmierdzi tak paskudnie, że komary owszem zniechęca na chwilę, ale za to muchy chcą się wtedy ze mną bardzo przyjaźnić :D
- portfel - niestety nie potrafię korzystać z mniejszych modeli, bo rozmiar jak powszechnie wiadomo, jednak ma znaczenie!
- kalendarz z zakładką od Hany - ten sam problem z rozmiarem, małe tak mnie nie cieszą ;)  i chociaż już wiem, że mój tele, o przepraszam, smartfon może być połączony ze wszystkim, to jednak pozostanę przy starym dobrym papierze.
Informacja dla tych, którzy zauważą na zdjęciu brak kosmetyczki: coraz częściej zostawiam ją w domu, pozbawiona złudzeń co do sensu podejmowanych prób namalowania sobie urody :)))

Do zabawy zapraszam:
Aire http://tfurczy.blogspot.com/
Kretową http://wiejskoczarodziejsko.blogspot.com/
Hanę - może założy bloga?
Lilianę http://zapomnianapracownia.blogspot.com/
Iwonę http://szycieija.blogspot.com/

poniedziałek, 1 lipca 2013

Krótka historia spódnicy

W piątek było zakończenie roku szkolnego, więc w czwartek w nocy uszyłam spódnicę dla dzieciaka mojego nastoletniego. Przez większą część bycia matką może z dwa razy sugerowałam zmiany w doborze garderoby. Z reguły ubiera się jak chce i muszę przyznać, że bardzo fajnie potrafi komponować ciuchy. Z góry zaznaczam, po nas tego nie ma. I ten jeden jedyny raz wymarzyłam sobie jak mogłaby się ubrać, żeby mamusia była dumna z siebie i swojego wyczucia estetyki. Do spódnicy miała być jeszcze prosta biała bluzeczka i krótki  czarny sweterek. Całość w stylu lat 50-tych. Pomysł oczywiście wcześniej został zaakceptowany przez Edyśkę. Niestety, wraz z dojrzewaniem zaczęły się pojawiać momenty abnegacji tekstylnej ;) Tym razem pojawił się w piątek. Do ślicznej spódnicy dołączono rozciągnięte swetrzysko i nie było zmiłuj :))) Jednak spódnica podobno wszystkim się podobała.
Sama spódniczka została uszyta z cienkiej czarnej tkaniny niewiadomego składu i czarnej koronkowej firanki kupionej na ciuchach. Swoją drogą, jak myślicie kto i gdzie wykorzystuje firanki z czarnej koronki ;)))
Szyłam w swoim życiu różne ciuchy, ale spódnice marszczone w pasie, niby bardzo proste, zawsze stanowiły dla mnie zagadkę. Tak więc szyje je po mojemu, czyli od d...y strony ;)) Najpierw wycinam pasek, marszczę do szerokości paska i zszywam je razem. Potem dopiero trochę zszywam z tyłu i wszywam ekspres. Pokręcone, ale działa ;)
Uwolniłam tkaninę oczywiście. A koronkę to nawet dwa razy. Pierwszy raz uszyłam z niej czarną pelerynę do czarnej prostej sukienki na ostatkowe przebierańce. Niestety, zdjęcia nie mam.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...