Strony

czwartek, 27 września 2012

Łucznik 466 czyli o tym, że łaska Łusi na pstrym bębenku jeździ ;)


Rozpędziłam się w tym moim szyciu toreb i postanowiłam dokonać eksperymentu z szyciem ze skaju, o przepraszam, z eko – skóry.
Próbowałam wcześniej szyć torby z aplikacjami ze skór naturalnych, którymi obdarowała mnie
siostra moja Krzysztofa.
Nie daję jednak rady. Tym razem ja, bo Łucznik 466, zwany Łusią, ze naturalnymi skórami radzi sobie świetnie. Świadomość, że szyję z kawałka kiedyś żywego stworzenia, jest
po prostu okropna.
Na szczęście dawno temu wymyślono skaj, a całkiem niedawno wymyślono eko-nazwę.
Szycie okazało się torem przeszkód wymyślonych przez pokrętny mechanizm Łusi.
Plątała, cudowała, buntowała się. Ale nie przewidziała, że jak ja się uprę...
Uparłam się i uszyłam:

Podoba mi się, bo jest z moim ulubionym ręcznie tkanym pasiakiem. Zresztą pozostałe dwie także.
Byłam na tyle zniechęcona złośliwością Łuśki, że postanowiłam dać jej tym razem wygrać, odpuścić skaj i zacząć eksperymentować ze sztucznym zamszem.
Zamszu szukałam jak Koziołek Matołek Pacanowa – szukał daleko, tego co miał bardzo blisko. Przeszukałam bezskutecznie Internet, a fantastyczną hurtownię znalazłam przez przypadek dwie ulice dalej ode mnie.
Zamsz Łusia uszyła koncertowo, bez najmniejszego szemrania.
Ponieważ został mi jeszcze kawałek skaju doszłam do wniosku, że spróbuję jeszcze raz. 
I stał się cud – Łusia ślicznie i szybko uszyła torbę bez jednej pętelki. 
Chyba się bidulka przestraszyła wczoraj widząc, jak próbuję szyć na jej dużo starszej siostrze, wygrzebanej jakiś czas temu z piwnicy szwagra ;)

Ps. Serdeczne podziękowania dla dziewczyn z forum ekrawiectwo.net  za próby pomocy  w okiełznaniu Łusi :)

środa, 26 września 2012

Ostrzeżenie!!!

Wczoraj ok.godz 18-tej, jakiś bardzo bystry osobnik podszywając się pod mój nick wystawił komentarz na jednym z blogów szyciowych. Przynajmniej o tym jednym komentarzu wiem.
Od godziny 15.30 do 19.30 nie korzystałam z komputera, więc wystawić komentarza nie mogłam.
Poza tym, przy moich oryginalnych, wystawionych przeze mnie komentarzach pojawia się ikonka z rysunkiem, w przypadku powyżej opisanym nie było zdjęcia ani loga.

Komentarz podszywacza
 Mój przykładowy komentarz:

Stało się o tyle dobrze, że przez przypadek dowiedziałam się o fajnej akcji, ale o tym innym razem.

Mam propozycję dla tego kto to zrobił: może zamiast podszywaniem warto by się zająć szyciem?


niedziela, 23 września 2012

Na emisji głosu to się każdy zna ;)


Przynajmniej bardzo wielu święcie w to wierzy :)))
Ja się nie znam, ja się cały czas uczę o głosie i o mowie. Przezornie zakładam, że tego wcielenia może mi zabraknąć, aby poznać się do końca. 
Ponieważ emisja głosu, oprócz pracy :
- z niepłynnościami mowy ( bardzo powiązane z emisją głosu)
- z dziećmi z rozszczepami ( emisja głosu też się przydaje,poza tym bardzo lubię pracować z tymi dzieciakimi i dorosłymi też)
- afatykami ( lubię i już)
jest tym co lubię najbardziej, uczenie się jest  przyjemnością.
Wyznaję zasadę, że jeżeli już się uczyć, to z dobrych książek.
Wiem, wiem to prehistoryczne podejście. Dzisiaj powszechnym źródłem wiedzy wszelakiej jest Wikipedia i profesor Google.
Natomiast ja, jako miłośniczka archeologicznych rozwiązań edukacyjnych  polecę książkę:

Książka mało znana, a szkoda. Jest naprawdę bardzo dobra.
Szczególnie dla tych, co mają jednak pewne wątpliwości co do posiadanej wiedzy z emisji głosu.
Bardzo dobrze opisano w niej cykl oddechowy i appoggio oddechowe.
Jak słyszę, że trzeba oddychać przeponą, żeby dobrze mówić, to moja przepona mi się skręca, a jak powszechnie nie wiadomo, ruchy przepony są niezależnie naszych chęci i woli!!!
Bardzo dobrze opisany jest proces fonacji, i wiele innych tematów. Jakich,  można się przekonać czytając książkę.
Poza tym, można w niej znaleźć bardzo dobrych ćwiczeń – przetestowanych najpierw na mnie, później na moich klientach. Dla początkujących dołączona świetna pomoc - płyta CD z ćwiczeniami.

sobota, 22 września 2012

Maksymalnie NIE!perfekcyjna pani domu i logopedka zresztą też ;)))


Tak to ja  i  wcale się tego nie wstydzę :)))
Dom to nie muzeum, tylko miejsce w którym czuć dobrze ma się nasza rodzinna banda i nasi przyjaciele.
A jak trzeba w tym domu zrobić tort dla zorganizowanej grupy nastolatek,  to się nie ma co bawić, tylko nabyć zestaw prefabrykatów, wstać rano ( pośpiech świetnie zagłusza wyrzuty sumienia, co ja tym biednym daję dzieciom do jedzenia) i zrobić tak:
Mieszamy, układamy, szybko, szybko, bo zaraz do gabinetu trzeba jechać i wychodzi takie coś:

Na szczęście żyjemy w czasach, w których na pierwszym miejscu stawia się  wygląd :)))
W przypadku mojego zacięcia do pieczenia i gotowania to małe błogosławieństwo.
Potem szybko, szybko, jedne zajęcia, drugie, trzecie z takim fajnymi przystojniakami. 
Pracuje mi się bardzo dobrze, chłopaki ćwiczą fantastycznie (dzisiaj :))), postępy są. 
Regres następuje tylko w temacie mojego podnoszenia się z koca, bo mi coś w krzyżu przeskoczyło i sarnia gracja też popytkała gdzieś daleko i dawno. A z koca dlatego, że to się dużo lepiej sprawdza.
Młodym się wydaje, że się bawią a ja podstępnie, niby przypadkiem wywołuję głoski ;))) 
Robi się bałagan maksymalny, bo dzieciaki mogą bawić się czym chcą. 
I tak się bawię, wywołuję albo utrwalam, dziadków edukuję co, jak, dlaczego i kiedy ćwiczyć. 
Pełna euforia. Aż w pewnym momencie babcia mi przerywa i mówi: wie Pani, ma Pani rację oczywiście (miło mi) ale ja to tak kocham tych mi moich wnusiów i tak się cieszę jak ich widzę, że już męczyć ich nie będę.
Z wrażenia, aż mi w krzyżu wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Nie napiszę co sobie pomyślałam, ale warto się domyślić ;)))
Tutaj pojawi się apel: jeżeli zależy Wam na zdrowiu i równowadze psychicznej logopedy Waszego dziecka, nie mówcie głośno takich rzeczy :D
 Ps. sądząc po mlaskach dochodzących z pokoju solenizantki ciasto przypadkiem wyszło też i smaczne :)

piątek, 21 września 2012

Logopedyczna teoria spiskowa ;)


Już wiem co się dzieje z częścią naszych pieniędzy znikających w czarnej dziurze, powszechnie znanej jako NFZ!
Jestem pewna, że organizowane są tajne szkolenie dla lekarzy na temat: "Jak szybko i skutecznie podkopać opinię logopedy i nauczyciela"
A działa to tak:
Dzieciak długo nie mówi, za to  wydaje trudne do zinterpretowania dźwięki.
Matka dzieciaka pyta lekarza: „Co ja mam zrobić, bo Misia albo Miś jeszcze nie mówi, a przecież już powinien.”
I tutaj pojawia się doskonale wyćwiczona przez wiele godzin tajnych szkoleń odpowiedź:
„A nic nie robić, czekać, ma jeszcze czas, samo zacznie mówić! Nie ma co panikować proszę Matki!”
Matka więc czeka, aż nastąpi ten moment cudu z uciszonym głosem intuicji, że jednak coś jest nie tak.
Czeka i czeka, a tu nic. Dzieciak nie gada, a jeżeli już to po swojemu, dla ogółu raczej niezrozumiale.
Swoje dokładają jeszcze babcie i ciocie, też pewnie na usługach NFZ . Ewentualnie własnej ignorancji.
Więc te babcie i ciocie powtarzają jak mantrę:  „Nie przesadzaj, samo zacznie mówić. Dziadzio Henio albo wujek Zdziś też nie mówił do piątego roku życia, a zobacz jak ładnie wyrósł!”
I tak doskonale uspokojone matki są materiałem kompletnie opornym do współpracy z logopedą, do którego są wysłane przez nauczycielki przedszkolne. Bo czas mijał i mała Misia albo Miś w międzyczasie zaczęli chodzić już do przedszkola.
Nie będę przepraszać jeżeli ten tekst kogoś uraził. Za to ucieszy mnie jeżeli chociaż jedną  mamę zmusi do upartego dążenie w wyjaśnianiu swoich wątpliwości dotyczących rozwoju dziecka.
Jedno też chcę wyjaśnić: spotkałam wielu mądrych i oddanych swoje pracy lekarzy, ale jeszcze więcej takich, którzy problem opóźnionego rozwoju mowy bagatelizują.
Nie tylko z resztą ja, jest to problem z którym boryka się wielu logopedów i nauczycieli.
W razie wątpliwości, zawsze mogę być przecież złośliwą logopedką, która czepia się biednego dziecka, proponuję zajrzeć do książek:

 

środa, 19 września 2012

Jak zostać projektantem :)

Moja Edyśka wczoraj rano obwieściła, że też chce uszyć słonie dla dzieci z fundacji Słonie Na Balkonie. Naiwna matka uwierzyła i się ucieszyła.
Popołudnie miałam nadzieję spędzić z własnym dzieckiem szyjąc słoniki. I szyłam fakt, tyle tylko, że w towarzystwie mojej wiecznie przerażonej psiny :)))
Edka wpadła do domu, wchłonęła obiad, zarządziła gdzie na słoniach mają być kwiatki, gdzie serduszka, wybrała materiał na uszy i z prędkością światła znalazła się przed blokiem. Na trawniku, na pikniku w towarzystwie swoich koleżanek :)))
Nasza dalsza współpraca ograniczała się jedynie do dostarczania przeze mnie kolejnych porcji pierników bandzie piernikożerców - piknikowiczów.
Projektant bystrzak raczył się jedynie od czasu do czasu spytać, czy już się słonie uszyły :)))

Słonie uszyły w sztukach czterech:

 Jeden ze słoników z bliska :)



A jak już tak szyłam te słonie, to dla siebie też dwa uszyłam. 
Do czego potrzebne mi dwa słonie napiszę w następnym poście.

poniedziałek, 17 września 2012

Słonioszycie z Koalą ;)

Bardzo spodobała mi się akcja Fundacji Słonie na Balkonie -Setki SŁONI dla DZIECIAKÓW 
Fundacja Słonie na Balkonie
 Razem z Przedszkolem Koala zorganizowaliśmy dzisiaj szycie słoni.
 Plakat zapowiadający akcję wyglądał tak ;)))) 
To wybitne dzieło szans na wygranie konkursu na plakat roku raczej nie miało, ale uwagę niewątpliwie przykuwało :))) 


Samo szycie wyglądało tak:

Czy to na pewno słoń?

Może i słoń ;) 
Obok mnie Eduszka, czyli mój niezawodny pomocnik :)

Ja "wykańczam" dzieła dzieciaków, Edika utyka :)

Łatwo się nie poddam, odnajdę najlepsze rozwiązanie techniczne! :)

 Porażeni wielkością ostatniego słonia - słoń w dalszym ciągu w szyciu!

 Nie, no co to ma być??? Ja protestuję :)

Jutro wynik będzie lepszy, wykonamy 200 % normy!

Szyło się miło, ale popołudnie się skończyło... cdn :)


czwartek, 13 września 2012

Folklorystycznie = fantastycznie :)

Na tym zdjęciu jest i folklorystycznie i fantastycznie :)


Niestety, to nie ja. To moja przyjaciółka Ania, która ma szczęście mieć tatę tworzącego tak piękne stroje ludowe.  Poza tym Ania jest świetnym logopedą i nie tańczy w Mazowszu ;)))
Z prezentu, który dostałam od Pana Andrzeja Jagody uszyłam takie współczesne torby:


Nadal prosto i oszczędnie, bo żal mi pięknych tkanin. Ostatnia torba materiał tła ma cały ślicznie niebieski, ciemna smuga to efekt moich wyjątkowych zdolności fotograficznych :))))

Poniżej tylko niewielka próbka pięknych prac powstających w  Rękodziele Artystycznym i Ludowym Pana Andrzeja Jagody. Nie mam zbyt dużej (jeszcze) wiedzy na temat polskiego folkloru. Po prostu zawsze mi się podobały polskie stroje ludowe. Kolorowe, niesamowicie starannie wykonane. O haftach nie wspomnę - dla mnie to wyżyny rękodzielnictwa :)
Szyjąc moje torby przekonałam się jak trudnym materiałem do szycia są wełniane pasiaki, a robię z nich tylko niewielkie wstawki.  A tutaj takie cudne całe stroje :)











Czy to nie jest piękno w czystej postaci? Mam na myśli wszystkie zdjęcia, nie tylko to z Anią ;)))

Na koniec nie mogłam się powstrzymać: 
Futrzak - nowy członek rodziny Jagodów  w którym rodzina Kaczmarkiewiczów jest nieprzytomnie zakochana :)


A gdyby ktoś był zainteresowany jak wygląda pies neurotyk, to tutaj przykład. 
Nasza Odżo, klika ładnych lat temu zabrana ze schroniska.


wtorek, 11 września 2012

Co się z nami dzieje???

Może ktoś mi odpowie co się z nami, podobno ludźmi cywilizowanymi dzieje???
Dzisiaj byłam świadkiem i uczestnikiem smutnej sceny.
Przystanek tramwajowy na który najczęściej chodzę jest umieszczony na mostku. Z jednej strony zejście na osiedle, z drugiej do parku. Przy tym od strony parku pełno ławek.
Na przystanku pełno ludzi - jak wiadomo rozkłady MPK są wieszane w ramach żartu serwowanego korzystającym z usług tej przedziwnej instytucji.
I przez ten mostek/przystanek przechodziły, z osiedla do parku, dwie sympatyczne misie. Dziewczyneczki najwyżej z trzeciej klasy. Obie prowadziły rowery. Jedną z nich na schodach do parku rower pokonał i zaczął ją ciągnąć w dół. Mała zaczęła krzyczeć i płakać. Pobiegłam, żeby jej pomóc, przytrzymać rower a małą pozbierać.
Coś mnie zastanowiło w momencie, kiedy sytuacja już była opanowana.
Nikt!!! więcej nie kwapił się do pomocy!!! Wszystkie głowy, puste głowy, były odwrócone w drugą stronę. Zarówno te na przystanku, i te w parku
Już mnie nie dziwi, chociaż nadal oburza, migracja lemingów w stronę wyjścia w tramwaju, którym akurat nie będzie wysiadała kobieta z wózkiem. Często dziewczyny są zdziwione, kiedy pytam czy chcą pomocy.
Nadal drażni mnie brak zdolności fonacji słowa przepraszam, kiedy ktoś chce mnie minąć w sklepie a zamiast tego trąca wózkiem.
Jednak to, że nie chce się pomóc dziecku, po prostu mnie przeraża!
To, że pomagam, nie wynika z wychowania, że tak należy. Wynika z głębokiej wiary w to, iż żyjemy wśród ludzi między innymi po to, aby choć trochę dbać o siebie nawzajem.
Staram się tak traktować innych jak sama chciałabym być traktowana.
Bardzo często nie jestem. Jednak poglądów nie zmienię.

poniedziałek, 10 września 2012

Tym razem będzie o tym, jak uszyć torbę z kawałka wstążki ;)

 Do uszycia wcześnie wspomnianej torby, potrzebne będą : 
  • 1 dziecko stanowcze i z fantazją  – może być własne lub cudze, które obdaruje nas kawałkiem  wstążki  twierdząc: "na pewno uszyjesz z tego torbę" ;))) 
  • 1 kawałeczek wstążki – przytarganej przez wspomniane dziecko
  • pół godziny czasu,
  • trochę farby
  • odrobina materiału.
Robimy tak: 
  • malujemy miśka, 
  • przyszywamy miśka, 
  • szyjemy torbę, 
  • przyszywamy wstążkę.

Można uszyć torbę z kawałeczka wstążki? Można!!!

 Jeżeli torbę z kawałka wstążki uszyliśmy dla cudzego dziecka, w trosce o własny spokój, dla naszego szyjemy równocześnie drugiego torbiszonka ;)))

sobota, 8 września 2012

Logopeda to ma klawe życie ;)

Klawe życie występuje czasami. W większości przypadków jest niespecjalnie klawe. Jednak w takich wypadkach należy odwołać się do filozofii buddyzmu zen ;)
Dziś jest fajnie.
W dniu dzisiejszym od mojej koleżanki/klientki Emili (lat 5,5) i i jej Mamy otrzymałam następujący prezent:

To jest język!!!! :)))
Cytując Mamę „ bo Pani ciągle mówi o języku” ;))), a Emilka dodała: „a mojego ciągle się ciepiaś (czepiasz)” Czepiam się, czepiam, ponieważ obie z jej Mamą chcemy, aby w momencie pójścia do szkoły była w jak najlepszej kondycji artykulacyjnej. 
Poza tym, dziewczyny sekundują moim projektowo-szyjąco- biżuteryjnym odlotom i doszły do wniosku, słusznego w pełni, że taki prezent będzie dla mnie odpowiedni.
Jest  nie tylko odpowiedni, jest wzruszający i cudowny!

A co do moich twórczych, innych stanów świadomości ;) wyszło ostatnio tyle: 
 Kwiat niewiadomego zastosowania.

Naszyjnik, wiadomego zastosowania.

 Coś, co sama testuję jako wisiorek, spotyka się z aplauzem widowni ;)
Coś, co Mama Emili będzię testowała jako wisiorek.


Naszyjnik - wyszedł spory, na wisiorek nie pasuje.

Ps. ponieważ moje skojarzenia nie zawsze mogą być czytelne: 
Tekst Andrzej Waligórski, ale o tym innym razem. 

Ps 2. za poprzedni post się wstydzę, taki jak nie mój, tylko Kasi T ;)

czwartek, 6 września 2012

Czasopochłaniacze :)

W opowiadaniu K.Bułyczowa "Skarbonka" kosmita zbiera niepotrzebny ludziom czas - opowiadanie przezabawne, jak wszystkie zresztą tego autora.
Moją skarbonką na czas są ostatnio wytwory butelkowe ;) Jak już zacznę eksperymentować, to nie mogę skończyć, a czas mija niepostrzeżenie!
To efekty ostatnich eksperymentów - jeszcze dobrze nie zrobiłam zdjęć, a już znalazły właścicielkę :)


A tutaj można znaleźć opowiadanie o skarbonce czasu :


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...